1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Także Stasi dokonywała grabieży dzieł sztuki

Małgorzata Matzke6 maja 2015

Do kasy państwowej NRD wpływało rokrocznie ok. 10 mln marek zachodnich ze sprzedaży sztuki skonfiskowanej kolekcjonerom lub muzeom. Kto się sprzeciwiał, trafiał za kratki albo do kliniki psychiatrycznej.

https://p.dw.com/p/1FKts
Pinsel und Bilderrahmen Symbolbild
Zdjęcie: Fotolia/delux

NRD już od lat 60-tych XX w. cierpiała na chroniczny brak twardej waluty. A że dzieła sztuki i antyki można było świetnie sprzedać na Zachodzie, Stasi nie tylko plądrowała muzea, lecz starała się dotrzeć także do prywatnych kolekcjonerów i przejmowała ich mienie. Sprzedaż zagrabionych dzieł sztuki przynosiła enerdowskim władzom około 10 mln zachodnich marek rocznie, twierdzi berliński adwokat Ulf Bischof i wyjaśnia, że już w latach 70-tych w Ministerstwie Bezpieczeństwa Państwowego był specjalny wydział, który zajmował się tylko dobrami kultury. W odpowiednich miejscach umieszczano agentów, by wytropić, gdzie znajdują się cenne obiekty. Następnie w porozumieniu z władzami skarbowymi konfiskowano kolekcje sztuki, by wywieźć je potem za granicę.

Do więzienia albo do kliniki

Ulf Bischof jest autorem 500-stronicowej książki na temat grabieży sztuki przez Stasi; jako adwokat reprezentuje interesy ok. 200 osób, które w ten sposób pozbawiono ich własności.

- Zarzucano im, że mają wobec państwa długi podatkowe, tzn. bezpodstawnie konstruowano jakieś roszczenia podatkowe i zamiast ogromnych kwot pieniędzy konfiskowano dzieła sztuki - wyjaśnia ekspert.

DDR-Devisenbeschaffer Alexander Schalck-Golodkowski
Alexander Schalck-Golodkowski dbał o dopływ twardej walutyZdjęcie: picture-alliance/dpa

Kiedy kolekcjonerzy stawiali opór, zamykano ich w więzieniu albo klinikach psychiatrycznych. Taki los spotkał np. Helmuta Meissnera z Drezna, którego kolekcja na początku lat 80-tych trafiła w ręce oficera Stasi Schalcka-Golodkowskiego z wydziału "komercyjnej koordynacji" w ministerstwie handlu zagranicznego NRD.

Obrazy, porcelana, meble antyczne, szkło, monety: wszystkie te obiekty trafiały do tajnych magazynów, np. w Muehlenbeck na północ od Berlina. Firma "Kunst und Antiquitaeten GmbH" sprzedawała je potem za pośrednictwem podstawionych firm i ludzi handlarzom i domom aukcyjnym na Zachodzie. Towar cieszył się wielkim wzięciem i nikt nie pytał, skąd pochodził, podkreśla berliński adwokat.

- Nikt głośno się nie dopytywał, bo prawdopodobnie nikogo nie interesowała odpowiedź - podejrzewa.

Nieznany los obiektów

Po upadku NRD sprawa grabieży dokonanych przez Stasi czasami trafiała na łamy prasy.

- Te sprawy trzeba wyjaśnić - musi być transparencja - postuluje Isabel Pfeiffer-Poensgen, sekretarz generalna Krajowej Fundacji Kultury (Kulturstiftung der Laender). Jak przyznaje, będzie to jednak dość trudne, bo obiekty z prywatnych kolekcji i muzealnych zbiorów rozproszyły się po całym świecie. Jest wiele przeszkód natury prawnej, poza tym w wielu przypadkach sprawy są przedawnione.

Rahmenmuseum Düsseldorf
Ludzie latami kolekcjonowali sztukęZdjęcie: picture-alliance/dpa

Jeden z najcenniejszych obrazów olejnych z kolekcji Meissnera, jak donosi "Neue Zuericher Zeitung", wisi dziś w Nowym Jorku. Martwa natura z czterema kasztanami Adriaena Coorte z roku 1705 trafiła tam przez amsterdamską filię domu aukcyjnego "Christie's". Spadkobiercy nowojorskiego nabywcy odmawiają zwrotu obrazu.

Ślad po większości nielegalnie przejętych dzieł sztuki jednak zaginął. W 25 lat po upadku Muru Berlińskiego badania proweniencji sztuki zagrabionej przez reżim NRD są jeszcze w powijakach, zaznacza Isabel Pfeiffer-Poensgen.

Trzeba otworzyć archiwa

Jeżeli mówi się o restytucji sztuki zagrabionej przez Stasi, musi być jakaś możliwość zrekompensowania strat spadkobiercom prawowitych właścicieli. Warunkiem jest jednak, by galerie, domy aukcyjne i muzea, podobnie jak w przypadku sztuki zrabowanej przez nazistów, otworzyły swoje archiwa, podkreśla sekretarz generalna Krajowej Fundacji Kultury.

Jak zaznacza adwokat Ulf Bischof , dla kolekcjonerów były to istne tragedie, kiedy funkcjonariusze Stasi wczesnym rankiem łomotali do drzwi, pakowali dzieła sztuki i ładowali je do podstawionych ciężarówek.

- Ludzie przez dziesiątki lat zbierali obiekty, byli do nich przywiązani, i może właśnie dlatego, że działo się to w NRD, gdzie życie było bardziej szare, uważali swoje kolekcje za coś w rodzaju refugium. Strata była dla nich szczególnie dramatyczna - podkreśla.

Vanja Budde, dlf / Małgorzata Matzke