1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Uczniowie odkrywają tarnowskiego „Schindlera”

1 maja 2017

Austriacki biznesmen zatrudniał w swoich zakładach Żydów, ratując ich przed deportacją do obozów. Licealiści z Tarnowa odkryli, że tylko w ich mieście setki osób zawdzięczały mu swoje życie. Szukają świadków historii.

https://p.dw.com/p/2cA2I
Fotomontage altes und neues Tarnow
Zdjęcie: Marcin Zarod

- Nie mogę wyjść z podziwu dla ducha walki i dla odwagi Juliusa Madritscha i jemu podobnych, którzy odważyli się w tamtych czasach ratować innych ludzi – mówi 19-letnia Oliwia Ryczek ze Szczucina koło Tarnowa. Od paru miesięcy, po odkryciu działalności Austriaka, każdą wolną chwilę poświęca na gromadzenie świadectw okolicznych mieszkańców na temat czasów Zagłady.

Fotomontage altes und neues Tarnów
Fotomontaż - stary i nowy TarnówZdjęcie: Beata Fura

Na początku były zdjęcia

Zaczęło się od projektu „Przenikanie - Permeation” w tarnowskim liceum im. Janusza Korczaka. Na przyjazd uczniów z zaprzyjaźnionej szkoły Harel High School pod Jerozolimą tarnowianie przygotowali kolaże starych i nowych zdjęć, na których tętni podwójne życie – to sprzed wojny i to współczesne.

Potem była wystawa w tarnowskim Centrum Kultury i w Izraelu, a zdjęcia trafiły do fejsbuka, gdzie znalazła je Audrey Reich z Nowego Jorku. Od razu namówiła swego pochodzącego z Tarnowa ojca, Rona Ungera, by opowiedział uczniom swą historię. Tak Tarnów dowiedział się o Austriaku, który w latach 40-tych w ich mieście uratował życie setkom, a może tysiącom ludzi. 

Wspomnienia świadków

W 1941 roku Romek Unger miał 14 lat i pomagał ojcu w konserwacji maszyn w fabryce odzieżowej Madritscha w Tarnowie, a potem w obozie w Płaszowie. – Na nas, którzy mogliśmy u niego pracować, patrzono z zawiścią. Mieliśmy lepiej niż ci, którzy w strasznych warunkach musieli pracować pod gołym niebem. Madritsch był dla nas dobry, dawał nam dodatkowe racje chleba – wspomina Unger.

Robotnicy Madritscha mogli raz dziennie podejść do specjalnej bramy fabryki, gdzie odbywał się handel wymienny. W niektórych ze swoich fabryk biznesmen prowadził nawet koszerną kuchnię dla żydowskich robotników.

Margot Schlesinger - była pracownica jego fabryki - pamięta, że zorganizował on ucieczkę pewnej żydowskiej rodziny do Szwajcarii, a innej Żydówce, która przebywała poza tarnowskim gettem na aryjskich papierach, umożliwiał w swoim biurze spotkania z ojcem.

Marcin Zarod
Marcin Zaród: Wolę zajmować się pozytywnymi historiami Zdjęcie: Dariusz Zarod

Kupiec, który nie chciał iść na wojnę

Urodzony w 1906 roku Julius Madritsch, z wykształcenia kupiec, jako młody człowiek robił wszystko, by nie iść na front. Po wojnie napisze: „Od samego początku przysiągłem sobie, że nie będę walczył za ten system, który całej Europie przyniósł tylko cierpienie i nędzę”. Udało mu się. Objął w zarząd dwie skonfiskowane przez nazistów żydowskie fabryki w Krakowie, gdzie zatrudniał ok. 800 osób.

Zakładał kolejne zakłady tekstylne w Tarnowie i Bochni, gdzie pracowało od 1000 do 1500 osób - często adwokaci, profesorowie i lekarze, bez pojęcia o szyciu mundurów. Zatrudniał ich, bo praca w fabryce mundurów dla niemieckiej armii chroniła przed wywózką do obozu. Fabrykant musiał się nieźle gimnastykować, uzasadniając urzędnikom przydatność profesorów przy maszynach do szycia.

Po likwidacji tarnowskiego getta przemycał swoich robotników ciężarówkami na Węgry i do Słowacji, a 60 osób dołączył do pociągu Oskara Schindlera, którym ten wywoził „swoich” Żydów z Płaszowa, ratując ich przed śmiercią. Madritsch został odznaczony medalem „Sprawiedliwego wśród Narodów Świata”. Zmarł w 1984 roku.

Mira Shweky und Marcin Zarod
Marcin Zaród wraz ze swoją izraelską koleżanką Mirą Shweky zainicjował fotograficzny projekt „Przenikanie”Zdjęcie: Privat

Być przyzwoitym w ciężkich czasach

Anglista Marcin Zaród, który wraz ze swoją izraelską koleżanką Mirą Shweky zainicjował fotograficzny projekt „Przenikanie”, nie zważa na głosy krytyków. Zdarza się, że ktoś wątpi – mówi Zaród - czy działalność Madritscha była bezinteresowna, „bo przecież prowadził fabrykę i w pierwszej kolejności zależało mu na tym, by to ona funkcjonowała”.

Ale dla nauczyciela najważniejsze jest to, że Austriak ratował ludzi, wedle niektórych szacunków uratowanych mogło być nawet cztery tysiące. – Ja mam taką naturę, że wolę zajmować się rzeczami pozytywnymi. Mimo ciężkich czasów byli ludzie, którzy potrafili zachować się przyzwoicie. Zamiast rozpamiętywać rany, chcę wydobyć z historii coś dobrego – mówi Zaród.

Nieopowiedziane historie

Historia Madritscha przywodzi skojarzenia z Ireną Sendler – pielęgniarką ratującą dzieci z warszawskiego getta, której czyny znało niewielu i o której świat dowiedział się za sprawą amerykańskich uczennic.

Historia Austriaka wciąż otwiera nowe tropy. Okazuje się, że przez lata wiernym pomocnikiem fabrykanta był SS-man, który sam ukrywał się u Żydów, gdy zaczęło go ścigać Gestapo. Za swoje czyny zapłacił życiem.

Raimund Titsch - inny pomocnik Madritscha, fotografował życie w obozie w Płaszowie i jego komendanta Amona Götha. Zdjęcia Götha na białym koniu czy z karabinem na ganku stały się inspiracją do książki „Arka Schindlera”, a potem do filmu Stevena Spielberga „Lista Schindlera”.

Uczniowie szukają kolejnych faktów i świadków historii, a wkrótce otworzą portal poświęcony Madritschowi. Licealistka Oliwia Ryczek opowiada, że zainspirowani odkryciem swojego „Schindlera” mieszkańcy Tarnowa zaczęli pytać swoich dziadków i rodziców o czasy Zagłady. Ona sama odkryła właśnie spisane w latach 80-tych wspomnienia wujka, który pomagał pewnej Żydówce. W Tarnowie jest z pewnością jeszcze więcej nieopowiedzianych historii. 

Monika Sieradzka