1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Unijne szkolenia żołnierzy z Ukrainy głównie w Polsce

14 listopada 2022

Unijni szefowie dyplomacji zatwierdzili wojskową misję szkoleniową dla Ukrainy. Jej złożona struktura z dwoma dowództwami, w Polsce i Niemczech, to wynik sporów między Warszawą i Berlinem.

https://p.dw.com/p/4JVsq
Ukraine-Krieg - Cherson
Zdjęcie: Daniel Ceng Shou-Yi/ZUMA/dpa/picture alliance

Wstępna decyzja Rady UE co do szkoleń żołnierzy z Ukrainy na terenie Unii zapadła już w październiku, ale w ten poniedziałek (14.11.2022) szefowie dyplomacji 27 państw Unii już oficjalnie zainaugurowali misję szkoleniową dla Ukraińców, która w praktyce zacznie działać w grudniu. Na początek jej celem jest wyszkolenie co najmniej 15 tys. Ukraińców tej zimy, ale UE jest gotowa na więcej, o ile znajdą się poszczególne kraje Unii gotowe do wysłania dodatkowych instruktorów wojskowych oraz pieniędzy. Dziś na to przedsięwzięcie przeznaczono z Europejskiego Funduszu Pokoju (to wspólna unijna kasa) około 107 mln euro plus 16 mln na amunicję potrzebną do ćwiczeń.

– Dotychczas około 20 krajów Unii zadeklarowało bezpośredni wkład w szkolenia – tłumaczył urzędnik UE zaangażowany w ich przygotowana. Choć całość mogła być zawetowana w Radzie UE choćby przez jedno państwo Unii, to nawet – szczególnie oporne w kwestiach ukraińskich –Węgry nie próbowały takiej blokady. Unijne przepisy pozwalają na „konstruktywne wstrzymanie się” od głosu, kiedy jakiś kraj Unii – nieprzekonany do danego projektu, lecz niedążący do jego zawetowania – teoretycznie nie bierze udziału w głosowaniu. A tym samym nie burzy jednomyślności wymaganej w kwestiach polityki bezpieczeństwa oraz w sprawach zagranicznych UE.

Sztaby w Polsce i Niemczech

Misją szkoleniową dla Ukraińców będzie kierować bezpośrednio z Brukseli francuski wiceadmirał Hervé Bléjean, dyrektor sztabu wojskowego UE, ale polski generał Piotr Trytek został szefem kluczowego dowództwa operacyjnego na Rzeszowszczyźnie (w okolicach Nowej Dęby). Z kolei niemiecki generał Andreas Marlow stanie na czele dowództwa szkoleń specjalnych prawdopodobnie w Westfalii. Polak i Niemiec są w tej strukturze równi rangą, choć – jak podkreślają unijni dyplomaci – kluczowe jest dowództwo w Polsce, która jest głównym węzłem pomocy humanitarnej oraz wojskowej dla Ukrainy przy ścisłej współpracy z kluczowymi sojusznikami z NATO – Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią.

W unijnych dokumentach podkreślano, że Polska może zapewnić szkolenia blisko granicy z Ukrainą, czyli zachowując stosunkowo krótkie trasy przerzutu szkolonych żołnierzy z Ukrainy oraz ich powrotu na linię frontu. Dlatego większość szkoleń, w których będą uczestniczyć wojskowi z innych krajów Unii, ma odbywać się w południowo-wschodniej Polsce. – Udało nam się stworzyć formułę prawną funkcjonowania misji w Polsce, ale też w pozostałych chętnych krajach pod polskim dowództwem. A jeśli dany kraj Unii nie będzie chciał szkolić Ukraińców u siebie, Polska będzie gościć jego instruktorów – tłumaczył dziś szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau.

Początkowo Warszawa chciała objąć zwierzchnictwo nad całą misją szkoleniową, ale w Brukseli podniosły się głosy przeciw „polskiej monopolizacji” tej sprawy. O instytucjonalne zaznaczenie swego udziału w pomocy dla Ukrainy twardo zabiegał Berlin. Pojawiały się też argumenty, że oddanie całej sprawy w ręce jastrzębich Polaków mogłoby doprowadzić do nadania misji szkoleniowej UE charakteru „zbyt ofensywnego”, choć Unia i NATO trzymają się czerwonej linii, że nie są stroną wojny w Ukrainie. Ostatecznie stanęło na tym, że mniejsze dowództwo w Niemczech będzie zajmować się – zapewne o wiele mniej licznymi – szkoleniami Ukraińców na terenie Niemiec, a to w Polsce – szkoleniami w Polsce, a również ewentualnie na terenie innych krajów Unii poza Niemcami.

Sztab w Niemczech będzie zapewne odpowiedzialny m.in. za szkolenia w rozminowywaniu, a w Polsce – za szkolenia z zakresu obrony powietrznej, cyberwojny i artylerii. Ponadto unijni instruktorzy będą szkolić Ukraińców zgodnie z potrzebami zgłaszanymi przez Kijów, z dodatkowymi instruktażami dostosowanymi do konkretnych systemów broni dostarczanych Ukrainie przez państwa UE.

Nad misją szkoleniową dla ukraińskich żołnierzy pracowano w Brukseli już przed rokiem (wtedy miała działać na terenie Ukrainy), ale Niemcy były wtedy w obozie hamulcowych obawiających się, że Rosja odbierze to jako prowokacyjny krok UE. Po napaści Rosji na Ukrainę z lutego tego roku temat na długo odłożono do szuflad. A po wielu miesiącach zwłoki prace nad unijną misją szkoleniową, która ma uzupełniać podobne działania prowadzone przez indywidulane kraje Unii i NATO, przyspieszyły dopiero podczas sierpniowych obrad UE w Pradze, gdy ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow poprosił o dodatkowe wsparcie dla ukraińskiej armii. Część dyplomatów podnosiła obawy o reakcje Moskwy, a w brukselskich analizach wskazywano, że misja może zostać zinterpretowana przez Rosję jako „ruch eskalacyjny”, choć „nie stanowiłaby bezpośredniego zaangażowania UE i jej państw członkowskich w konflikt wojenny”.

Ostatecznie żelaznym warunkiem dla jednomyślnej zgody UE było postanowienie, że żadne szkolenia nie odbędą się na ukraińskiej ziemi ze względów bezpieczeństwa. – Uzgodniliśmy, zatwierdziliśmy i wdrażamy misję szkoleniową UE dla Ukraińców niespotykanie ekspresowym tempie – przekonywał dziś szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.

Siły szybkiego reagowania?

Unijni ministrowie obrony będą w ten wtorek (15.11.2022) rozmawiać również o – dyskutowanym już od około roku – projekcie unijnych sił szybkiego reagowania w liczbie około 5 tys. żołnierzy. To temat bliski Niemcom czy Francuzom, ale Polska odnosi się do tego sceptycznie, wskazując na doświadczenia bardzo długich procesów decyzyjnych w UE. Nowe siły miałyby stać się ulepszoną wersją unijnych „grup bojowych” (swego czasu wspólnie dyżurowała grupa weimarska złożona z Polaków, Niemców i Francuzów), których nigdy dotychczas nie użyto.