1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Wojna informacyjna na Ukrainie

Martin Hartlep / Zuzanna Liszewska-Soloch13 czerwca 2014

Pierwszą ofiarą wojny jest zawsze prawda. Doskonale można to zaobserwować ostatnio na przykładzie Ukrainy, gdzie obiektywne sprawozdanie czy reportaż jest prawdziwą rzadkością.

https://p.dw.com/p/1CHWQ
Ukraine Kiew Klitschko
Witalij Kliczko, mer Kijowa otoczony reporteramiZdjęcie: picture-alliance/dpa

W jednym z parków położonego na wschodzie Ukrainy miasteczka Ługańsk leżą porozrzucane, metalowe odpryski. Premier separatystycznej "Ługańskiej Republiki Ludowej", Wasilij Nikitin oraz pewien dziennikarz zbierają je z ziemi i uważnie oglądają. - Zostały znalezione niedaleko poplamionego krwią samochodu - mówi Nikitin. Dla niego jest to dowód na użycie przez ukraińską armię w walce przeciwko separatystom bomb rozpryskowych. - Zginęło osiem osób - dodaje.

Państwowa telewizja podaje zupełnie inną wersję wydarzeń - wypadek. Według niej, to separatyści odpalili rakietę na ukraiński samolot i przypadkowo uderzyli w budynek miejscowej administracji, będącej w rękach rebeliantów. Rodion Mirosznik, dziennikarz od dwudziestu pięciu lat pracujący dla regionalnej stacji telewizyjnej obwodu ługańskiego twierdzi, że to czysta propaganda. - Wypadek! To oczywiste kłamstwo! Dziś na Ukrainie to norma - komentuje.

Prywatne stacje telewizyjne

Dostęp do rzetelnych informacji dotyczących konfliktu graniczy na Ukrainie z cudem. Największa stacja informacyjna, 5 Kanał TV, należy do wybranego ostatnio na prezydenta biznesmena i miliarrdera Petro Proszenko. Także inne ponadregionalne stacje informacyjne są w prywatnych rękach. Według Mirosznika wiele z nich jest stronniczych, ponieważ nie dopuszczają do glosu rebeliantów. Twierdzi również, że jego szefowie w Kijowie próbują wywierać wpływ na sposób relacjonowania wydarzeń na Ukrainie. - Musimy nazywać bojowników z naszego obszaru "separatystami" lub "terrorystami", w żadnym wypadku nie "bojownikami o wolność" - zaznacza. Mimo to jego praca nie spotyka się z negatywnym odzewem ze strony mieszkańców Ługańska, których doprowadzają do szału korespondenci państwowych rozgłośni. - Ludzie na nich wrzeszczą, zdarzają się nawet pobicia - mówi Mirosznik. Niektóre stacje zmuszone są nawet do wycofywania swoich korespondentów. - Nie powinno tak być, ale to rezultat propagandy. Ludzie orientują się, że to, co pokazuje telewizja, nie ma nic wspólnego z prawdą - dodaje.

Ukraine Slawjanksk
Separatyści na punkcie kontrolnym pod SłowiańskiemZdjęcie: picture-alliance/dpa

Lecz jaka jest prawda?

Dziennikarka z wyboru

Lidiya Huzhva ma inną odpowiedź. właściwie jest reżyserką, ale podczas rewolucji z własnej incjatywy, bez wynagrodzenia, filmowała na małej kamerze i puszczała w obieg za pośrednictwem internetu to, co działo się na Majdanie, Krymie, na wschodzie Ukrainy. Teraz towarzyszy jednostce ukraińskiej armii jako reporterka, mimo niebezpieczeństwa. Podkreśla, że robi to, by służyć ojczyźnie. - Nie jestem dość odważna, by walczyć, nie jestem też lekarką, ale czuję, że muszę coś zrobić dla swojego kraju. Więc robię to, co umiem najlepiej - nagrywam i piszę.

Ukraine Kiew Frau liest Zeitung
Nie wszystkie informacje są wiarygodneZdjęcie: picture-alliance/dpa

Nie przeszkadza jej, że staje po stronie rządu w Kijowie. - Jesteśmy jak Fox News. Mam swoje zdanie i je wypowiadam. Nie twierdzę, że mam monopol na prawdę - tłumaczy. Dowodzi, że najwięcej propagandy można znaleźć w rosyjskich mediach. - Ostatnio pokazywano zdjęcie zabitego chłopca, rzekomo ofiary ataku sił rządowych. W rzeczywistości fotografia została zrobiona w Syrii, przed dwoma laty - mówi Huzhva.

Według niej, manipulacja rosyjskich mediów miała miejsce również w przypadku zdjęcia Tatarów krymskich, którzy stali w kolejce przed lokalami wyborczymi podczas refrendum roztrzygającym o statusie Krymu. - Czysta proaganda - mówi - Byłam tam. To była grupa trzydziestu Tatarów wysłanych z jednego lokalu do drugiego, by pokazać, jak Tatarzy wspierali referendum.

Lidiya Huzhva mówi jeszcze, że od czasu rewolucji na Majdanie ukraińskie dziennikarstwo stało się bardziej wiarygodne. Lecz co to oznacza w tak podzielonym kraju jak Ukraina? Kiedy chodzi o interpretację wydarzeń, dziennikarze poruszają się na cienkiej granicy między legitymizacją a dyskredytacją różnych punktów widzenia. Ukraińscy dziennikarze po obu stronach barykady uwięzieni są w okowach wojny informacyjnej.

Martin Hartlep / Zuzanna Liszewska-Soloch

red. odp.: Elżbieta Stasik