1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Z lotu PTAKa: O zbawieniu przez kulturę

Urszula Ptak
23 lutego 2019

Pod koniec ub. roku w Parlamencie Europejskim z okazji wręczenia Europejskiej Nagrody Książkowej, Krzysztof Warlikowski, znakomity reżyser teatralny, wygłosił poruszającą mowę.

https://p.dw.com/p/3DiYU
Pomnik Goethego i Schillera przed Niemieckim Teatrem Narodowym w Weimarze
Pomnik Goethego i Schillera przed Niemieckim Teatrem Narodowym w Weimarze Zdjęcie: picture alliance/Dumont Bildarchiv

Pod koniec ubiegłego roku w Parlamencie Europejskim z okazji wręczenia Europejskiej Nagrody Książkowej, Krzysztof Warlikowski, znakomity reżyser teatralny, wygłosił poruszającą mowę. „Wierzę, że kultura może być potężną bronią przeciwko głupocie i ogłupianiu, które stają się idealnym podłożem do manipulacji."

Dramat znany od zawsze. Kultura jako oręż przeciwko populizmowi. Wiara, że ci, którzy czytają książki, są lepszymi ludźmi, że ci, którzy doświadczają wspólnoty w teatrze, wyjdą z niego lepszymi.

„Dzisiaj blisko 40 proc. Polaków nie rozumie tego, co czyta, a kolejne 30 proc. rozumie w niewielkim stopniu. Co dziesiąty absolwent szkoły podstawowej nie potrafi czytać. Aż 10 milionów Polaków (ok. 25 proc.) nie ma w domu ani jednej książki.

Nie wierzę

Czytam jego przemówienie siedząc na kanapie w moim berlińskim mieszkaniu. Ogrania mnie melancholia, patrzę na regały pełne książek i mimo to nie wierzę w zbawienie przez kulturę. Nie mogę w nie wierzyć, żyjąc w tym mieście. To cywilizacja kultury, nauki, teatru, filozofii, muzyki, literatury i - nie zapominajmy - chrześcijaństwa jest odpowiedzialna za największe zbrodnie w historii. To wykształceni, oczytani, z tytułami naukowymi obradowali w berlińskiej urokliwej dzielnicy Wannsee nad ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej. Spacerowałam po salach tej pięknie położonej willi, wyszłam zaczerpnąć powietrza do ogrodu nad jezioro. Zapewne tak samo jak i czyniło to 20 stycznia 1942 roku piętnastu kulturalnych prawników, urzędników, funkcjonariuszy, którzy w tych okolicznościach przyrody debatowali o ekonomii zabijania. Nie lubię tego miejsca i domu, a piękne drzewa nad jeziorem nie dostarczają mi ulgi.

Urszula Ptak
Urszula PtakZdjęcie: Nikolai Sperling

Warlikowski mówi: „Wierzę w książki. Można powiedzieć, że kilka książek nie zmieni świata. Ale naszą odpowiedzialność zasadza się na tym, że wierzymy w skuteczność działania sztuki i myśli. Inaczej nic tu po nas."

Łatwo znaleźć argument, że jest inaczej. Czytelnicy „Mein Kampf" zniszczyli mój kraj.

Czasami mam wrażenie, że w berlińskim wykształconym towarzystwie nie wypada wspominać takich rzeczy. Po co wprowadzać zgrzyt, jak jest tak miło? Co ma wspólnego elegancka i grzeczna pani, uważna uczestniczka wieczorków literackich, z tymi potwornymi czynami z przeszłości? Będzie jej przykro, a stojący obok Polacy, złaknieni ze strony Niemców uznania jak kania dżdżu, odwrócą się z niesmakiem. To tak jakby pokazywać ranę pooperacyjną każdemu spotkanemu. Jak średniowieczny żebrak wzbudzać zainteresowanie jęcząc: patrz moja rana jest większa i ropieje cały czas. Często tak rozmyślam, bo lubię spotkania literackie, dobrze się czuje wśród ludzi, którzy rozumieją czym są ograniczenia fikcji, a jednak myślę, że kultura ani nie zbawia, ani przed niczym nie ratuje.  Można wysłuchać koncertu Bacha, a potem iść do pracy w obozie koncentracyjnym. To już nawet zbyt ograny motyw filmowy, tak samo jak i fraza „taki kulturalny naród".

Pęd do wiedzy

Hans Stark, podporucznik SS, miał nad swoim biurkiem w Auschwitz wywieszoną maksymę „Mitleid ist Schwäche"  czyli „współczucie to słabość". Hans Stark zabił ponoć wszystkich Żydów, którzy nosili to samo nazwisko co on. Stark czyli silny, osobiście się zaangażował, osiągnął stan flow w zabijaniu. Jednocześnie troszczył się o swoje wykształcenie i karierę. Niemcy, nawet w czasie wojny, to było państwo prawa. Stark poprosił  o urlop z KL Auschwitz, by zrobić maturę. Gdy zdaje egzamin dojrzałości, wraca do pracy obozowej i awansuje. To pewnie łechce jego ambicje lub edukacja ma zwyczajnie proste przełożenie na sukces zawodowy. Latem 1942 roku składa kolejne podanie o urlop naukowy. Zapisuje się na semestr nauk prawniczych na uniwersytet we Frankfurcie nad Menem i jego kariera nabiera tempa.

Po przegranej wojnie, najpierw znika, a potem dowiadujemy się, że sąd w Darmstadt zaklasyfikował go do „mało obciążonych", a w 1950 roku, w czasach denazyfikacji, jako „biernego uczestnika" (Mitläufer). Język prawniczy może zachwycać precyzją. Stark kończy potem studia na wydziale rolniczym i pedagogicznym i zaczyna pracować jako nauczyciel w Kolonii, a później w rodzinnym Darmstadt. 1959 roku zostaje po raz pierwszy aresztowany w związku z toczącym się procesem w sprawie popełnionych zbrodni w KZ Auschwitz-Birkenau. Po paru dniach wychodzi z aresztu, gdyż opowiedział sędziemu, że zajmował się opieką nad końmi Rudolfa Hößa. Nawet znalazł zdjęcie potwierdzające tę wersję.

Zgubny świadek

W kolejnym dużym procesie oświęcimskim w 1963 roku wraca na scenę przesłuchań, dojeżdża na nie z domu. Jest oskarżony o „nieznaczne wykroczenia" i sąd nie widzi niebezpieczeństwa jego ucieczki. W trakcie procesu melduje się jednak świadek, który mówi, że widział jak oskarżony osobiście mordował, jest to sadystyczny opis. Stark przyznał się do strzelania do więźniów i wrzucania cyklonu B do komór gazowych. Powiedział takie zdanie „Brałem udział w mordowaniu wielu ludzi. Po wojnie pytałem się wielokrotnie, czy byłem przestępcą. Nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie". W 1965 roku dostał najwyższy wymiar kary przewidziany dla młodocianych, gdyż w chwili popełniania przestępstwa nie miał jeszcze 21 lat, dziesięć lat więzienia. Wyszedł już trzy lata później, w 1968 roku, zmarł w rodzinnym mieście na początku lat dziewięćdziesiątych.

Dobro większe od zła?

Przytoczyłam jego historię nie dlatego że jest wyjątkowa, bo jest zwyczajna, ale ze względu na hasło, które miał nad biurkiem. „Współczucie to słabość". Polscy nacjonaliści lat trzydziestych czytali może antysemickie teksty Maksymiliana Kolbego, może Dmowskiego, a może w ogóle nic. Gdy przyszedł czas próby, tylko nieliczni mieli dla narodu żydowskiego współczucie w sercu. Pamięć o tym zostaje i zatruwa kolejne pokolenia.

W Berlinie we wszystkie niedziele muzea pękają w szwach, spotkania literackie w długie zimowe wieczory gromadzą grzeczną, oczytaną publiczność i nie można dostać biletów na żaden koncert do filharmonii. Zabijamy smutek i osamotnienie kulturą, może i traumę. To przyjemna metoda, nie krytykuję jej, są gorsze. Kultura stwarza złudzenie, że dobro jest większe od zła. Czyni życie znośnym. Wiem, że Warlikowski o tym wie, bo widziałam jego „(A)pollonię" parę lat temu w Berlinie. Złudzeń tam było mało. Ten spektakl był lepszy niż to przemówienie. Współodczuwanie jest najważniejsze. Jeśli nie masz w sercu miejsca, by poczuć ból drugiego człowieka, to nic cię nie uratuje. Nie uratuje cię ani kultura, ani sztuka, ani dobroczynność wypełniona przelewem bankowym.