1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Stary nowy bazar

23 października 2011

Po blisko czterech latach od katastrofalnego pożaru bazaru w Słubicach, w weekend (22.10) oddano do użytku nowy bazar. Nowoczesny, zadaszony obiekt czeka na klientów. Pierwszego dnia przybyli tłumnie.

https://p.dw.com/p/12xCu
Nowy bazar: nowoczesny i przestrzenny
Nowy bazar: nowoczesny i przestrzennyZdjęcie: DW

Edeltraut i Karl Fiebranz mieszkają w Werder pod Poczdamem. Jakieś 120 km do granicy z Polską. Raz na miesiąc, dwa wsiadają do samochodu i jadą na zakupy. Na bazar w Słubicach. Kupują sery i przede wszystkim wędliny: gotowaną szynkę, kabanosy. Żadne ekstrawagancje, żadne wielkie zakupy, bo w granicach 20-30 euro. Ale 120 kilometrów po kiełbasę? „Bo smakuje. Wszystko jest świeże i naprawdę wyśmienite. Gdyby było inaczej, drugi raz już byśmy nie pojechali”, konstatują z uśmiechem.

Przez lata działania bazaru handlowcy wyrobili sobie renomę. „Musi być świeże. Inaczej raz byśmy sprzedali i koniec”, potwierdza Elżbieta Sobiesiak. Z mężem Janem handlują od dwóch dziesięcioleci. Warzywa i owoce, gęsi, kaczki, króliki. Zaopatrują się u nich hurtownie z całych Niemiec, restauracje, klienci prywatni. „Mamy klientów z Wolfsburga. Właściciele restauracji w Turyngii przejeżdżają 600 km, żeby zrobić u nas zakupy. Nie częściej niż dwa razy w roku, ale jak już przyjadą, kupują sporo”, mówi Jan Sobiesiak. Sam pokonuje z żoną grubo ponad 120 km codziennie z Nowego Tomyśla do Słubic i z powrotem. Inni przyjeżdżają spod Poznania, Szczecina, są nawet górale spod Zakopanego. Bazar dawno już przestał być tylko lokalnym zjawiskiem.

Jan Sobiesiak ze swoim towarem
Jan Sobiesiak ze swoim towaremZdjęcie: DW

Fenomen bazar

Prywatni klienci, to mieszkańcy pogranicza i głównie Berlina. Berlińczycy przyjeżdżają zwłaszcza w weekendy. Kupują papierosy, wędliny, słodycze. Porozglądają się, tanio zjedzą. Dla wielu, zwłaszcza samotnych emerytów, bazar jest jak kafejka na rogu, w której gość ma swoje miejsce i swoich rozmówców. Rozmawia się o pogodzie, polityce, zdrowiu, rodzinie. Nawet jeżeli niemieckiego i polskiego z obydwu stron wystarcza na niewiele ponad „Proszę, dziękuję”, ludzie komunikują się.

Jerzy Furdak z Gorzowa Wielkopolskiego, z zawodu górnik, przekwalifikował się i od 20 lat handluje wózkami dziecięcymi i akcesoriami. Też ma stałych klientów: „Przyjeżdżają na przykład po koła, bo jak mają troje czy czworo dzieci, to wymienią koło i wózek dalej im służy. Już co najmniej dwa pokolenia wychowały się na moich wózkach. Całymi rodzinami przyjeżdżają”.

Przygraniczny bazar jest też trochę jak berliński dom handlowy KaDeWe. Można wejść gołym i bosym, wyjść ubranym, najedzonym, z urządzonym mieszkaniem. Są światowe marki, może nie oryginalne, za to tanie. Choć, gwoli sprawiedliwości, podróbki spotyka się na słubickim bazarze coraz rzadziej. Czego w KaDeWe nie ma, to gipsowe figurki. Komentarz niemieckiego internauty: „Czasy, kiedy bazar był atrakcyjny cenowo, dawno minęły. Dzisiaj korzystne są tylko papierosy i benzyna. Ceny warzyw i owoców prawie takie jak w Niemczech. Oferta kulinarna hołduje zasadzie ‚gorąco i tłusto’. Godne polecenia są za to smaczne wypieki. Jest to duże urozmaicenie wobec monotonii niemieckiej kuchni. Pytanie, które mnie nieustannie dręczy: kto kupuje właściwie krasnale ogrodowe?”.

Krasnali nie ma, ale są aniołki
Krasnali nie ma, ale są aniołkiZdjęcie: DW

Jak feniks z popiołów

Krasnali nikt nie kupuje, bo na bazarze ich nie ma. Są za to gipsowe aniołki. Rzecz gustu, ale ktoś je kupuje. Bo były, są i będą. Tak jak sam bazar; atrakcja polsko-niemieckiego pogranicza po otwarciu w 1991 roku, wielokrotnie skazywany był już na zamknięcie: po wejściu Polski do Unii Europejskiej, do strefy Schengen, zawsze po umocnieniu się złotówki. W styczniu 2007 roku los zdał się roztrzygnąć nieplanowo i nieodwołalnie - bazar spłonął, doszczętnie.

Już trzy miesiące po pożarze stał prowizoryczny bazar, ze skleconych z papy i folii bud, jednocześnie zaczęła się budowa nowego. Pomogło miasto, główny ciężar budowy wzięli na siebie sami handlowcy. W przedbazarowym życiu rzemieślnicy, pracownicy biur, księgowi, utworzyli Stowarzyszenie Handlowców Targowisk Miejskich w Słubicach „Odra”. Budowa trwała blisko cztery lata, pochłonęła około 14 mln złotych. Powstał nowoczesny, zadaszony obiekt, z szerokimi alejkami i 400 pawilonami, co ważne, każdy wyposażony w czujniki dymu. „Jest przestronnie, czysto i bezpiecznie pod względem pożarowym”, podkreśla prezes Stowarzyszenia, Paweł Sławek.

Prowizoryczne budy opustoszały
Prowizoryczne budy opustoszałyZdjęcie: DW

Bazar był, jest i będzie

Wątpliwości, czy w czasach, kiedy powoli wyrównują się ceny w Polsce i Niemczech, budowa nowego bazaru ma w ogóle sens, handlowcy nie mieli. „Tworzymy tutaj enklawę biznesu, gdzie ludzie pracują, zarabiają, utrzymują swoje rodziny, płacą podatki. Wszystko dla dobra samych zainteresowanych handlowców ale też i gminy”, mówi Paweł Sławek. Wiceprezes „Odry”, Grzegorz Szram szacuje, że z bazaru żyje kilka tysięcy ludzi - handlowcy, producenci, pośrednicy, dostawcy, też taksówkarze wożący klientów z granicznego mostu: „Klienci są, jest podaż, jest popyt, bazar żyje”.

„Spójrzmy na pogranicze niemiecko-holenderskie. Tam też są bazary” - dodaje Jerzy Furda – „My jeździmy po zakupy do Niemiec, Niemcy przyjeżdżają do nas. Jak się opłaca, ludzie kupują”. Pani Ewa, właścicielka pawilonu ze srebrną biżuterią, ma tylko jedną wątpliwość - czy nowy bazar nie jest zbyt sterylny: „Mam wrażenie, że niemieckich klientów przyciągała właśnie ta prowizorka. Teraz jest jak wszędzie, przestronnie, nowocześnie. Zobaczymy, czy klienci się przyzwyczają”.

Udane zakupy
Udane zakupyZdjęcie: DW

Elżbieta Stasik

red. odp. Iwona D. Metzner