1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Polacy w Niemczech idą na wybory. „Trzeba ratować kraj”

10 października 2023

W Niemczech do udziału w polskich wyborach parlamentarnych zgłosiła się już rekordowa liczba Polaków. – To bardzo ważne wybory – mówią.

https://p.dw.com/p/4XMDA
Przed siedzibą Polskiej Misji Katolickiej i Bazyliką św. Jana w Berlinie
Berlin: polska kampania wyborcza przed siedzibą Polskiej Misji Katolickiej i Bazyliką św. JanaZdjęcie: Anna Widzyk/DW

– Oczywiście, że idziemy głosować. Tak ważnych wyborów chyba jeszcze nie było – mówi pani Elżbieta, z którą rozmawiamy na cotygodniowym rynku w berlińskiej dzielnicy Charlottenburg. Chociaż w Niemczech mieszka już od 40 lat, to – jak mówi – bardzo interesuje ją to, co dzieje się w ojczyźnie. – Mam w Polsce rodzinę i przyjaciół. Chcę, żeby im było dobrze. A to, co się tam teraz dzieje, po prostu mi nie pasuje – dodaje. Zarzuca rządowi PiS, że „doprowadził kraj do ruiny”. – W 81’ walczyliśmy o to, żeby doprowadzić Polskę do stanu, jaki był przed rządami PiS – mówi wyraźnie rozgoryczona. 

Prowadząca stoisko z polskimi wędlinami pani Grażyna potakuje: – Oczywiście, że głosuję. Trzeba ratować kraj – mówi. Ona również mieszka w Berlinie od dawna, ale chce współdecydować o losach Polski i zapewnia, że uważnie śledzi informacje o wyborach i kampanii. – Nie mogę bez tego zasnąć – żartuje.

Berlin-Charlottenburg: stoisko z wędliną na rynku
Polki na rynku w Berlinie-Charlottenburgu: Oczywiście, że idziemy głosowaćZdjęcie: Anna Widzyk/DW

Obie kobiety, podobnie jak bardzo wielu Polaków głosujących za granicą, mają jednak poważne obawy, czy w wyborach parlamentarnych 15 października komisje zdążą policzyć wszystkie głosy w narzuconym przez ustawę czasie 24 godzin. – Dużo klientów specjalnie jedzie na wybory do Polski, bo boją się, że ich głosy przepadną – dodaje Grażyna.

Zmiana przepisów jak „strzał w kolano”

Ludwik Wasiak, przewodniczący jednej z obwodowych komisji wyborczych w Berlinie, ocenia w rozmowie z DW, że zmiany w Kodeksie wyborczym dotyczące procesu liczenia głosów, były „strzałem w kolano”. – Troszeczkę się boimy. Czasu na pewno jest mało – mówi. – Ale będziemy pracować tak, aby wszystko było wykonane, jak powinno, zgodnie z wytycznymi Państwowej Komisji Wyborczej – zapewnia.

Wasiak jest także prezesem partii Stronnictwo Narodowe. W niedzielę poprzedzającą wybory rozdaje przed siedzibą Polskiej Misji Katolickiej i Bazyliką św. Jana w Berlinie ulotki i broszury kandydatów Zjednoczonej Prawicy i Konfederacji. Zachęca też do udziału w referendum, ale – jak przyznaje – wielu ludzi podchodzi do tego z rezerwą. – Polacy mobilizują się, chociaż może nie aż tak bardzo, jak byśmy tego chcieli – mówi. – Wydaje się, iż wszyscy wiedzą, że to bardzo ważne wybory, może jedne z najważniejszych w naszej nowożytnej historii.

Przed siedzibą Polskiej Misji Katolickiej i Bazyliką św. Jana: po lewej Ludwik Wasiak
Przed siedzibą Polskiej Misji Katolickiej i Bazyliką św. Jana: po lewej Ludwik WasiakZdjęcie: Anna Widzyk/DW

Zmobilizowana jest wyborczyni PiS, pani Janina, która w niedzielę zamierza pojechać do lokalu wyborczego zaraz po mszy świętej. W rozmowie z DW nie kryje swojej niechęci do lidera Koalicji Obywatelskiej Donalda Tuska. – Jak on wygra, to Polska będzie sprzedana. Trzeba ją ratować – mówi. Seniorka poprosiła o pomoc w rejestracji swoją koleżankę. Zamierza oddać głos zarówno w wyborach, jak i w referendum. – Będę głosować na „nie” – zapewnia.

„Denerwuje mnie plucie na Niemcy”

Ci, którzy popierają opozycję, zazwyczaj zapowiadają bojkot referendum, jak 53-letnia Monika, przedszkolanka z Berlina, która z Polski wyemigrowała w 1992 roku. – Od kiedy wyjechałam, zawsze korzystałam ze swojego prawa do głosowania. To dla mnie ważne, bo nie wiem jeszcze, gdzie będzie moja przyszłość i zależy mi na dobrej przyszłości dla mojej mamy, która mieszka w Polsce. I moich przyjaciół – mówi DW.

Wybiera się na wybory parlamentarne, ale zapowiada, że karty do głosowania w referendum nie pobierze, aby nie zwiększać frekwencji. Pytania referendalne uważa za „tendencyjne”. – Jako osobę mieszkającą w Niemczech bardzo mnie denerwuje w polskiej kampanii wyborczej plucie na Niemcy – przyznaje Monika. Jej zdaniem Niemcy powinni uznać prawo Polski do odszkodowań wojennych, choć „poszłoby to z jej podatków”. Jednak oburza ją forma stawiania roszczeń przez polski rząd i wywieranie nacisku. – Potrzeba tu więcej dyplomacji, a nie plucia – ocenia.

Polonia idzie na rekord

Aby wziąć udział w wyborach do Sejmu i Senatu oraz referendum, Polacy za granicą muszą zarejestrować się w spisie wyborców do końca wtorku, 10 października. Tylko te osoby, które zostaną ujęte w spisie wyborców sporządzanym przez konsula, będą mogły zagłosować. Najlepiej skorzystać z elektronicznego systemu rejestracji eWybory.

Innym warunkiem głosowania za granicą jest posiadanie zaświadczenia o prawie do głosowania. Wydaje je dowolnie wybrany urząd gminy w Polsce lub konsul, a wniosek można składać do 12 października. – To szansa dla tych, którzy spóźnią się z rejestracją do 10 października – mówi w rozmowie z DW Maciej Kowalski, koordynator Obywatelskiej Kontroli Wyborów (OKW) w Niemczech.

Przed komisją wyborczą w Kolonii: wybory parlamentarne w 2019 roku
Przed komisją wyborczą w Kolonii: wybory parlamentarne w 2019 rokuZdjęcie: DW/J. Mastalerz

OKW to inicjatywa obywatelska, która będzie kontrolować przebieg głosowania i liczenia głosów. Współpracują w niej Komitet Obrony Demokracji i komitety wyborcze Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy. – W każdej komisji wyborczej w Niemczech będzie człowiek związany z OKW. Będzie albo mężem zaufania, albo członkiem komisji – mówi Kowalski. On sam będzie mężem zaufania w jednej z kolońskich komisji, a w razie stwierdzenia jakiejś nieprawidłowości będzie mógł ją zgłosić przewodniczącemu komisji lub wpisać swoje uwagi do końcowego protokołu. – Pilnujemy wyborów. Żadne fałszerstwo nie wchodzi w grę – zaznacza. Nie obawia się, że komisje w Niemczech nie zdążą odesłać wyników w ciągu 24 godzin. – Jestem dobrej myśli, bo zarejestrowani są dobrze rozłożeni między komisjami – mówi, choć ma nadzieję, że Państwowa Komisja Wyborcza do niedzieli zmieni jeszcze przepisy. – W ustawie o referendum nie ma mowy o 24 godzinach – argumentuje.

W tym roku polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych utworzyło w Niemczech 47 obwodowych komisji wyborczych. To ponad dwa razy więcej niż podczas wyborów parlamentarnych w 2019 roku, kiedy komisji było 23. Zainteresowanie jest ogromne. W internetowym rejestrze eWybory niemal wszystkie komisje utworzone w Niemczech „pękają w szwach”. We wtorek do południa zarejestrowało się już prawie 99 tys. osób.

Ostatni dzień na zgłoszenia

I to jeszcze nie wszyscy. Niektórzy czekają ze zgłoszeniem na ostatni moment. Jak Kasia, sprzedawczyni w polskim sklepie w Essen w Zagłębiu Ruhry – ważnym ośrodku życia polonijnego za Odrą. Sklepowa koleżanka – Agnieszka – instruuje ją, jak wypełnić cyfrowy wniosek i którą komisję wybrać. Kasia jest gotowa jechać do oddalonej o 80 kilometrów Kolonii, ale najbliższa komisja będzie w Essen. – Przy zapisie pojawia się informacja o dużej liczbie zainteresowanych i ewentualnych kolejkach – przestrzega koleżankę Agnieszka. Szybko jednak dodaje, żeby się nie zrażała, a kiedy rozmowa schodzi na PiS, rzuca mimochodem: – Za te wszystkie prezenty socjalne zapłaci kolejne pokolenie.

W polskim sklepie w Essen. Pani Agnieszka zarejestrowała się już na wybory
W polskim sklepie w Essen. Pani Agnieszka zarejestrowała się na wybory Zdjęcie: K. Domagala-Pereira / DW

Kasia nie wie jeszcze, na kogo odda głos, ale martwi się, że jeśli wygra PiS, to Polska może wyjść z Unii Europejskiej. – Wtedy będzie lipa – stwierdza. – Chodzi też o aborcję i prawo kobiet do wyboru.

O sytuacji kobiet mówi też 21-letnia Dominika, która z mamą robi zakupy w polskim sklepie. – Młodzi ludzie chcą mieć prawo wyboru, a nie uciekać za granicę – mówi, nawiązując do surowych przepisów aborcyjnych w Polsce. Dlatego Dominika, która od pięciu lat mieszka w Niemczech, i tym razem pójdzie zagłosować. – Nawet ksiądz w polskim kościele namawiał do udziału i przypomniał, że trzeba się zarejestrować. Poinformował, ale nie instruował, na kogo głosować – dodaje Zosia, mama Dominiki. – Oby jak najwięcej ludzi poszło głosować. To będą bardzo ważne wybory. Chodzi o przyszłość naszej rodziny w Polsce i o to, jak im się będzie żyło – podsumowuje Dominika.

Tylko pytana o referendum jest zaskoczona. Ani ona, ani jej mama nie wiedzą, że pytania dotyczyć będą prywatyzacji majątku państwa, podniesienia wieku emerytalnego, zapory na granicy z Białorusią i przyjęcia migrantów.

„Polonia też ma swój interes”

Duże zainteresowanie niemieckiej Polonii wyborami cieszy Macieja Kowalskiego. – Na pewno zgłosi się ponad sto tysięcy osób – prognozuje. Ale – jak zaznacza – to i tak niewielki odsetek Polaków w Niemczech. Według różnych szacunków za zachodnią granicą mieszka od półtora do dwóch milionów Polaków. Z danych niemieckiego urzędu statystycznego wynika, że około 871 tysięcy mieszkańców Niemiec posiada wyłącznie polskie obywatelstwo. Z kolei statystyka posługująca się pojęciem „tła migracyjnego” podaje liczbę osób z „polskim tłem migracyjnym” w Niemczech na ponad dwa miliony. Wiele z nich ma podwójne obywatelstwo. W wyborach parlamentarnych w 2019 roku w niemieckich obwodach głosowało około 46 tysięcy osób.

Komisja wyborcza w Lubinie (wybory parlamentarne 13 października 2019 roku)
Lubin: liczenie głosów w wyborach parlamentarnych 13 października 2019 roku Zdjęcie: Imago-Images/ZUMAPress/P. Twardysko-Wierzbicki

– Porównując liczbę zarejestrowanych obecnie, a pewnie i głosujących, mamy ponad stuprocentowy wzrost. To fantastycznie! – mówi Maciej Kowalski. – Ale jeśli uwzględnimy liczbę wszystkich Polaków w Niemczech, to jest jeszcze pole do zwiększenia aktywności politycznej – dodaje. Jego zdaniem posiadanie własnego okręgu wyborczego i własnych posłów oraz senatorów (jak np. we Francji) mogłoby zwiększyć frekwencję. Obecnie głosy Polonii przypisane są do warszawskiego okręgu wyborczego. – Polonia też ma swój interes w Polsce i potrzebę posiadania adwokatów swoich spraw – mówi. – Wielu myśli o powrocie do kraju, sprawy Polski są dla nich ważne, mają swoje firmy, nieruchomości w Polsce – argumentuje.

Nieraz przeszkodą w głosowaniu jest brak polskiego numeru PESEL albo ważnego dowodu tożsamości. Jak u 64-letniego pana Adama, który do Niemiec przyjechał z Bytomia w 1989 roku. Nigdy o PESEL się nie starał, ale polska polityka bardzo go zajmuje. Gdyby mógł, oddałby głos na PiS. – Oni zrobili coś dla narodu, zabezpieczyli dzieci, rencistów, dostawy energii. I ludzie nie muszą już uciekać na zachód – mówi. – A Tusk tylko okradał – dodaje. Pociesza się, że na partię Jarosława Kaczyńskiego zagłosuje przynajmniej jego żona i syn – oboje w Niemczech. – A widziała pani, co się dzieje w Paryżu? Te zamieszki? Ma się to też dziać u nas? – rzuca na koniec.

Z Berlina do Sejmu

Niektórzy Polacy mieszkający za granicą robią użytek ze swojego biernego prawa wyborczego i kandydują w wyborach do Sejmu i Senatu. Mieszkający w Berlinie pisarz i publicysta Jacek Dehnel znalazł się na ostatnim miejscu na liście Nowej Lewicy w okręgu warszawskim. Z tej samej listy kandyduje także Zofia Malisz, działaczka zagranicznych struktur partii Razem. Z kolei w województwie lubuskim, także z ramienia Nowej Lewicy, startuje Magdalena Milenkovska, od dziesięciu lat mieszkanka stolicy Niemiec, działaczka berlińskiego okręgu Razem. – Jestem kandydatką „transgraniczną”, bo prowadzę kampanię w Polsce, w województwie lubuskim, ale także w Niemczech – pod zakładami, do których dojeżdżają do pracy mieszkańcy lubuskiego – mówi DW Milenkovska, która zajmuje się szkoleniami z zakresu niemieckiego prawa pracy dla osób dojeżdżających do pracy w Niemczech

Jak przyznaje, do niedawna w ogóle nie liczyła na głosy Polaków w Niemczech, którzy przecież w komisjach za granicą głosują na listę okręgu warszawskiego. Jednak teraz, w związku z obawami dotyczącymi liczenia głosów w komisjach za granicą, w mediach społecznościowych organizują się grupy wyborców z Berlina i Brandenburgii, którzy zamierzają oddać głos w Słubicach. Milenkovska nie ma obaw, że jej kandydaturze zaszkodzi antyniemiecka kampania obozu rządzącego w Polsce. – W polskich mediach napisano o mojej kandydaturze „bomba z Berlina” – mówi. – Ale mam wrażenie, że w lubuskim, gdzie wiele rodzin żyje z pracy w Niemczech, antyniemieckie resentymenty są czymś po prostu śmiesznym.

W wyborach parlamentarnych w 2019 roku wśród Polaków w Niemczech i w innych krajach – inaczej niż w kraju – wygrała Koalicja Obywatelska, uzyskując prawie 39 procent poparcia. PiS zdobyło blisko 25 procent głosów.

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>

Sonda: Kontrole na granicy z Polską. Co mówią ludzie na pograniczu?