1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Praca dla stróża. Plus dwustumetrowe mieszkanie służbowe

Lydia Heller, Agnieszka Rycicka11 grudnia 2012

Zamieszkują szpitale, zakłady przemysłowe. Za drobną opłatą, ale nie bez wyrzeczeń, studenci mają do dyspozycji nawet kilka tys. metrów. Warto? Zainteresowani mówią, że tak!

https://p.dw.com/p/16zqJ
"Mit 15 Quadratmetern würde ich nicht mehr klarkommen": Sander Koers, 25, Student aus den Niederlanden, lebt seit zwei Monaten als Hauswächter im Collège Voltaire. Sein Zimmer war einmal das Archiv der Schule. Copyright: DW/Lydia Heller
Zdjęcie: DW/L.Heller

Sander Koers, Holender studiujący w Berlinie, poważnie zastanawia się nad kupnem deskorolki – z pokoju do łazienki ma 30 metrów, do kuchni jakieś 100. Jego współlokator mieszka piętro wyżej; trzeba przejść przez cały poziom, do schodów i tę samą drogę powtórzyć piętro wyżej. Sander wraz ze znajomymi wynajmuje Collège Voltaire – pustostan po francuskim gimnazjum w berlińskiej dzielnicy Reinickendorf. Sześć osób mieszka na – bagatela – 23 tysiącach metrów kwadratowych. Do dyspozycji mają boiska do piłki nożnej, koszykówki, tenisa stołowego, małe audytorium.

Mieszkanie w klasie

Wprawdzie budynek znajduje się z dala od berlińskich knajpek i modnych klubów, jednak studentom to nie przeszkadza. To od znajomych dowiedzieli się o firmie Camelot pośredniczącej w wynajmie obiektów, które czasami przez lata były pustostanami. Młody Holender od dwóch miesięcy mieszka na najwyższym piętrze w pomieszczeniach dawnego archiwum szkoły. Za swoje 100 metrów płaci niewiele – 175 euro miesięcznie. Gigantyczne biurko, tablica, ciągle wyczuwalny w powietrzu zapach kredy. Z olbrzymiego okna roztacza się widok na park.

Fast 100 Quadratmeter für 175 Euro im Monat: Sander Koers, 25, Student aus den Niederlanden, lebt seit zwei Monaten als Hauswächter im Collège Voltaire. Sein Zimmer war einmal das Archiv der Schule. Copyright: DW/Lydia Heller
College Voltaire w BerlinieZdjęcie: DW/L.Heller

Zero wbijania gwóździ

Meble, sale, obiekty sportowe: opiekun-stróż może z tego wszystkiego korzystać do woli. W zamian musi 'doglądać' budynku. – Obiekt musi pozostać w niezmienionym stanie. Nie mogę na przykład wbijać gwoździ w ścianę – mówi Koers. Student dba o to, aby nikt obcy nie kręcił się po obiekcie, a w razie jakiejkolwiek awarii – pęknięcia rury, wybicia szyby – natychmiast ma powiadomić firmę Camelot.

Tego typu forma wynajmu połączonego ze stróżowaniem od lat ma rzesze zwolenników w Holandii i Wielkiej Brytanii. Do 2010 roku moda ta ogarnęła także Niemcy. W pobliżu Hamburga, Dusseldorfu i Berlina jest mnóstwo "zasiedlonych" zakładów chemicznych, szpitali, domów zdrojowych, pensjonatów.

Lubisz nasze artykuły? Zostań fanem i kliknij tutaj >>

Zero fajek, zero imprez

– To, że obiekcie ktoś mieszka wychodzi na dobre wszystkim stronom – twierdzi Katrin Betzing z berlińskiego biura firmy Camelot. Wystarczy dwa lata pustostanu i obiekt jest trudno powołać do życia, a samo otoczenie przypomina wysypisko śmieci. Zabudowania, które "nie wypadły z obiegu" dużo łatwiej jest sprzedać. Jednak aby koncept miał szansę powodzenia, wynajmujący muszą przestrzegać czasami dość restrykcyjnych zasad: żadnego palenia, żadnych zwierząt, dzieci, imprez większych niż dla 10 osób. Kto chce wyjechać, musi to zgłosić firmie. Podobnie, gdy chce się gościć znajomych dłużej, niż dwa dni.

Po pierwsze odpowiedzialność

– Odpowiedzialność i rzetelność to warunki stawiane przyszłym stróżom – mówi Katrin Betzing. Dla tych, którzy po prostu szukają niekrępującego mieszkania, ta opcja nie wchodzi w grę. – Do naszego szpitala w Berlinie mieliśmy początkowo 30 kandydatów – mówi pracownik biura Camelot – ale po tym, jak powiedziałem na jakiej zasadzie to wszystko funkcjonuje, pozostało pięć osób. Elastyczność to także cecha wymagana od stróżów, bo jeśli właściciel raptem zechce korzystać z obiektu, to jego mieszkańcy muszą się po prostu wyprowadzić.

Na Sandersie Koersenie te wymagania nie robią już żadnego wrażenia. Chłopak ocenia, że praca na rzecz obiektu zajmuje mu półtorej godziny tygodniowo; to jego zdaniem żaden wysiłek. A jeżeli będzie musiał opuścić mury Collège Voltaire natychmiast złoży papiery o kolejną pracę. – Zdążyłem się już przyzwyczaić do takiej przestrzeni i klasyczny studencki pokój nie wchodzi już w grę – kwituje zadowolony student.

Lydia Heller, Agnieszka Rycicka

Red. odp.: Bartosz Dudek